WYPRAWA.netwersja polska
Aktualności
-----
Galeria

Informacje

Trasa

Sponsorzy

Nasze

O

Kontakt


Olympus Mons Projekt "Wrocław na szczytach świata", który stawia sobie za cel zdobycie Korony Ziemi. Wiele informacji praktycznych, opisy i zdjęcia z wypraw w różne góry naszego globu.
Marcin, 2005-10-14 11:28:30
Angkor
Wschod slonca nad Angkor Watem Wiekszosci Angkor kojarzy sie z Angkor Watem, najwspanialsza swiatynia-miastem. Ale termin ten obejmuje kilkadziesiat swiatyn rozrzuconych w promieniu ok. 30 km. Powstaly miedzy VIII i XIII wiekiem jako miejsce kultu hinduistycznego, potem oddawano w nich czesc Buddzie. Zrobiono je z cegly (nieliczne), piaskowca i lateritu. Wiekszosc jest bogato zdobiona plaskorzezbami, wejsc strzega kamienne posagi lwow oraz wieloglowego weza - boga Nagi.

Banteay Samre Gdy przybylismy do Siem Reapu, napotkany turysta powiedzial, ze kupil bilet trzydniowy, ale to strata pieniedzy, bo w jeden dzien zobaczyl 3 najwazniejsze zabytki. Z kolei przewodnik Pascala doradzal tygodniowe zwiedzanie, a jednodniowa wizyte w Angkorze nazwal marnowaniem czasu. Poniewaz lubimy takie miejsca i pewnie tu juz nie wrocimy, kupilismy bilety 7-dniowe. Tym bardziej, ze Iwona oraz Ania, znajome z Wroclawia, mialy przybyc do Siem Reapu dopiero za kilka dni.

Tancerki w Angkor Wacie Zwiedzanie rozpoczelismy na rowerach. Na pierwszy ogien poszedl Angkor Wat. Na wschod slonca nie zdazylismy, nie udalo sie tez zrobic zdjec we wnetrzach (zapomnialem statywu). Obeszlismy wiec zewnetrzne galerie z pieknymi plaskorzezbami, z ktorych najslynniejsza przedstawia mitologiczne uzyskanie eliksiru niesmiertelnosci. 88 bogow i 92 demony owinely weza Nage wokol gory Mandara i krecilo nia przez 1000 lat. Ze wzburzonego w ten sposob morza otaczajacego wszechswiat uzyskali cudowny napoj.

Angkor Wat w deszczu. Podziwialismy tez wnetrza z roznymi ornamentami. Nasza uwage zwrocily tancerki topless najblizsze wyjscia, ktore mialy biusty wyslizgane od dotykow zwiedzajacych. Gdy dotarlismy do centrum swiatyni, rozpadalo sie. Wiadomo - pora deszczowa. Po godzinie ulewa ustala, wiec wsiedlismy na rowery (w sumie spedzilismy w Angkor Wacie 5 godzin, a potem wracalismy jeszcze trzy razy) i pojechalismy dalej. Pierwszym przystankiem bylo Prasat Kravan - grupa 5 swiatyn, ktore na na pierwszy rzut oka nie wygladaly ciekawie. W srodku kryly jednak wspaniale plaskorzezby. Do Banteay Kdei dotarlismy po poludniu i moze dlatego nie bylo tam prawie turystow. Swiatynia okazala sie mocno zrujnowana, wiec miala niesamowity klimat. Dzien zakonczylismy w Pre Rup, ogladajac zachod slonca. Powrot odbywal sie przez wertepy i w calkowitych ciemnosciach, ale bylo warto.

Zachod slonca - Pre Rup. Kupilismy przewodnik po Angkorze - kosztowal 10 dolarow zamiast 28 wydrukowanych na okladce, ale dla nas i tak byl to spory wydatek. Na szczescie poprzedniego dnia znalazlem w hotelu zwitek 17 dolarow. Dzieki ksiazce moglismy docenic zwiedzane miejsca. Zawierala mnostwo przepieknych zdjec oraz informacje o swiatyniach, a takze sposobie i porach ich odwiedzin.

Ta Phrom - tak zastali Angkor Europejczycy. Autor ilustracji fotografowal Angkor przez 10 lat! Ale nie dziwe mu sie. Miejsce to jest rajem dla fotografa. Khmerscy architekci stworzyli arcydziela, przy ktorych budowle inkaskie wygladaja prymitywnie (choc tez nam sie podobaly). Przez 6 dni zrobilismy prawie 2000 zdjec - 20% tego, co w Amerycie Poludniowej przez 5 miesiecy.

Potomkinie budowniczych Angkoru (Banteay Samre). Fotografujac Angkor, trzeba miec duzo pieniedzy, czasu i konskie zdrowie. Kazda swiatynie najlepiej utrwalic rano, wieczorem, a czesto takze w srodku dnia. Wieksze obiekty trzeba obejsc kilka razy. Moze tez sie zdarzyc, ze ulewa uniemozliwi robienie zdjec. Zabytkow jest okolo 50, a tygodniowy bilet kosztuje 60 dolarow! Slonce wstaje troche po piatej rano, zachodzi po 12 godzinach, a przez ten czas prazy niemilosiernie. To wszystko sprawia, ze robienie zdjec w Angkorze jest bardzo meczace. My po tych szesciu dniach bylismy wykonczeni, ale czulismy niedosyt.

Kamienne twarze - Bayon Najbardziej podobaly nam sie: Angkor Wat, Banteay Srei, Banteay Kdei, Banteay Samre, Ta Phrom oraz Bayon. W Banteay Kdei bylismy prawie sami, a swiatynia prawie nie jest odrestaurowana, wiec ma niesamowity klimat. Banteay Samre lezy na uboczu i tez nie ma tam turystow. Poza tym jest zwarta i na malej przestrzeni znajduje sie duzo budowli. W Bayonie najwieksze wrazenie robia potezne kamienne twarze, ktorych jest podobno 172 - obserwuja zwiedzajacych ze wszystkich stron. Banteay Srei jest z kolei najpiekniej udekorowana, choc ogladajac ja, zawiedlismy sie. Zastalismy tam tlumy Japonczykow, podczas naszego pobytu tam niebo bylo zachmurzone (na dojazd wydalismy 15 dolarow, wiec raczej nie moglismy tam wrocic), a co najgorsze glowne budynki ogrodzono i nie mozna bylo do nich podejsc. Sama Ta Phrom nie wyroznia sie na tle innych swiatyn. Na zwiedzajacych wrazenie robia jednak konary i korzenie drzew oplatajace niektore budowle.

Zegnaj Angkorze! Przez 6 dni zaprzyjaznilismy sie z Angkorem. Czulismy sie prawie jak u siebie i zal bylo nam wyjezdzac. Niestety, Ania i Iwona nie mialy tyle czasu, wiec ruszylismy w dalsza droge do Laosu.


skomentuj


Marcin, 2005-10-12 12:08:20
W Kambodzy
Jedna ze swiatyn Phnom Pehm Przez dwa tygodnie mielismy troche utrudniony dostep do Internetu. Przez ten czas przejechalismy Kambodze i juz jestesmy w Laosie. Z Sajgonu bezposrednim autobusem udalismy sie do Phnom Pehn. Chcielismy otrzymac tam laotanska wize (22 dolary zamiast 45 w Hanoi i Sajgonie), ktora wydaje sie z dnia na dzien. Ale ze przybylismy w piatek, w weekend ambasada nie dziala, w poniedzialek tez byla zamknieta, wiec paszporty z wizami otrzymalismy dopiero w srode o godzinie 16. Przez prawie tydzien wloczylismy sie po stolicy Kambodzy. Odwiedzlilismy muzeum, w ktorym zgromadzono m.in. kolekcje sztuki z okresu Angkoru - glownie kamienne i brazowe postacie Buddy i bogow hinduskich. Widzielismy kilka swiatyni buddyjskich, Gosia byla tez w palacu krolewskim i pagodzie z podloga wykladana srebrnymi plytkami.

Strzyzenie na ulicy Phnom Pehn Zgodnie stwierdzilismy, ze Kambodza bardziej nam sie podoba niz Wietnam. Cenowo jest gorzej (jedzenie drozsze, noclegi tansze, ale w sumie wydajemy odrobine wiecej), ale ludzie sa milsi. Tez troche naciagaja, ale nie az tak. Kmerowie usmiechaja sie, sa pogodni - nie tylko wtedy, kiedy moga na nas zarobic. Kraj jest duzo biedniejszy. Gorsze sa drogi, sporo ludzi zebrze, a w miejscowej gazecie przeczytalismy o wypadkach smierci z glodu.

Przedangkorskie swiatynie Sambor Prey Kuk Glownym celem naszego pobytu w Kambodzy (dla wielu turystow jedynym) byly swiatynie Angkoru. Poniewaz chcielismy jednak zobaczyc cos jeszcze, nastepnego dnia po odebraniu wiz minibusem pojechalismy do Kompong Thom. Glowna atrakcja okolicy sa przedangkorskie swiatynie Sambor Prey Kuk. W miasteczku oprocz nas byl chyba tylko jeden turysta. Pozyczylismy motor, ale nie bez klopotow. W Wietnamie co 15 metrow stal chetny do uzyczenia pojazdu. W Phnom Pehn bylo ich mniej, ale takze nie bylo z tym problemu. Kompong Thom obeszlismy dwa razy i nikt nas nie zaczepil, oferujac swoj motor. Na szczescie w koncu wypozyczylismy pojazd i poczatkowo asfaltem, potem coraz gorszymi drogami polnymi dotarlismy do swiatyn. Byly w roznym stanie. Zbudowano je z cegly, nie mialy wielu dekoracji i z pewnoscia nie mogly sie rownac z tym, co mielismy zobaczyc niedlugo w Angkorze. Urzeklo nas jednak miejsce - ciche i spokojne. Ruiny byly porozrzucane na kilku kilometrach kwadratowych wsrod drzew i spotkalismy tam tylko jednego turyste, sasiada z hotelu.

Typowy kmerski domek na palach Po drodze mielismy okazje ogladac prawdziwa Kambodze. Przejezdzalismy obok pol - czasem z soczyscie zielonym ryzem, niekiedy calkiem zalanych woda. Mijalismy domki na palach, palmy cukrowe i ludzi, ktorzy pozdrawiali nas serdecznie. Obok nas z rzadka przejezdzaly samochody, rowery i wozy z wolami.

Chwile przed szalencza jazda do Siem Reapu Nastepnego dnia wsiedlismy w pick-upa i pojechalismy do Siem Riepu, skad zwiedza sie Angkor. Pasazerowie w wiekszosci siedzieli na burtach z tylu pojazdu, a jego kierowca staral sie chyba pobic rekord czasu przejazdu na trasie Kompong Thom - Siem Reap. Gdy jeden pasazer wysiad, moglem probowac dojrzec, jak szybko jedziemy. Wychylalem sie w prawo i przez okno kierowcy (tak - kierownica byla po prawej stronie) podgladalem licznik. 80, 90, 120 - tyle pokazywal predkosciomierz. Ten rajd odbywal sie na drodze pelnej rowerow, motocykli i krow, pojawialy sie tez wozy zaprzezone w woly. Na poczatku cudem uniknelismy czolowego zderzenia z autobusem, ale potem bylo lepiej. Cali i zdrowi dotarlismy do Siem Reapu.


skomentuj


Wiecej relacji w archiwum.

Archiwum

grudzień 2005 (3)
listopad 2005 (5)
październik 2005 (2)
wrzesień 2005 (5)
sierpień 2005 (2)
lipiec 2005 (2)
czerwiec 2005 (3)
maj 2005 (6)
kwiecień 2005 (4)
marzec 2005 (6)
luty 2005 (8)
styczeń 2005 (4)